Są w życiu człowieka takie dni kiedy się człowiek dobrze bawi. Za dobrze. Zazwyczaj są to dni, kiedy się aż tak dobrze bawić nie powinien. Więc co powinien zrobić człowiek? Wykazać się siłą woli i skończyć wszelkie dyskusje oraz odstawić to co ma nalane. Na przykład szklankę z wodą i iść spać. Inaczej może się okazać, że to rano będzie się musiał wykazać siłą woli by wstać i sprawdzić połączenia pociągów. Bo do samochodu jakoś tak strach. Będzie się musiał wykazać siłą woli i zrobić to, czego tak nie cierpi. Jechać pociągiem. Moja znajoma twierdzi, że podróże pociągiem to dla niej nieustające źródło inspiracji pisarskich. Jakoś wątpię by w moim przypadku to też tak działało. Ja zwyczajnie nie słucham ludzi. Zasypiam albo odpływam w świat marzeń własnych. Więc książki z tego nie będzie. Szkoda się męczyć. Zdecydowanie wybieram samochód. Dziś jednak, w ramach zaznania trochę folkloru podróżuję inaczej. Ponieważ nie jestem przyzwyczajona najpierw sprawdziłam odległość do dworca i wyszło mi, że to jedyne 2,4 km. Nie będę przecież takiego kawałka jechać taksówką. Postanowiłam się przejść. Wpadłam wprawdzie na pomysł by podjechać na dworzec samochodem, ale zrezygnowałam. I nie dlatego, że dotarło do mnie, że nie jadę do pracy samochodem bo tym samochodem jechać nie powinnam, a jedynie dlatego, że nagła myśl mnie naszła, że mogę nie znaleźć miejsca do parkowania i więcej będzie z tego problemu niż pożytku. Postawiłam na spacer. Przygotowałam się odpowiednio. Ciepłe skarpety, ciepła czapka i ciepła kurtka. Kto wie, co mogło mnie po drodze spotkać. Trzeba być przygotowanym na wszystko. Dobrze, że z rozpędu nie wzięłam kanapek na drogę. Bo herbatę mam. Ale tę mam zawsze, w samochodzie też. Skutki oczywiście są takie, że zgrzałam się okrutnie, bo bałam się spóźnić, więc kroku nie oszczędzałam a na dworcu i tak byłam za wcześnie. Dworzec zaś wg Endomondo okazał się kilometr bliżej. Stres z tym straszny, że się człowiek spóźni. Do samochodu wiadomo, spóźnić się nie można. Stoi i czeka. Dobrze przynajmniej, że jadę porządnym IC a nie jakimś kurnikiem. A co, wygodna bywam. I dobrze mi z tym. Wprawdzie lepiej by mi było z bogatym mężem i szoferem, ale z drugiej strony nie mam zamiaru już długo tego doświadczenia powtarzać. Już mam dość. A jeszcze muszę wrócić.
Rację jednak ma Katja Tomczyk że takie podróżowanie może być inspiracją na posta. W moim przypadku to jednak inspiracja jednorazowa.
Hanka V. Mody