czyli metodologia a pozycja klasyczna, w skrócie: policzyć niepoliczalne.
Jak już wiecie, lubię się oglądać za kobietami, ale rozmawiać wolę z mężczyznami. Z takich rozmów wychodzą czasem ciekawe rzeczy. Ostatnio na przykład z jednym znajomym zeszliśmy na matematykę a dokładniej omówiliśmy kwestię metodologii obliczeń. Znajomy ów, zastanawiał się jak policzyć zaliczone. Nie, żeby od razu chciał liczyć, bo znajomy szanuje wszystkie niewiasty, a szczególnie te zaliczone i nie chce ich potraktować przedmiotowo, a takie liczenie mogłoby to spowodować. Niemniej jednak, gdyby kiedyś, gdy już będzie mógł jedynie liczyć zamiast zaliczać, to i tak miałby problem z kluczem wg jakiego miałby to uczynić. Pewien prezydent dużego kraju wyznawał zasadę, że zaliczona we wszystkie trzy otwory dopiero jest naprawdę zaliczona. Pomińmy dewianta i przyjmijmy, że jeden otwór to też zaliczenie. No i właśnie, wiadomo, że jeśli chodzi o ten otwór, co wszyscy wiedzą, o który chodzi to zaliczenie jest. Ale jeśli w drugi albo w usta jedynie? Wytłumaczyłam, że trzeba przyjąć, że i w takich wypadkach jest zaliczenie. Kontakt był, nie ma się co wygłupiać. Tu przyszedł z kolejnym problemem. A co, jeśli była tylko masturbacja? Pół biedy jeśli wzajemna, a jeśli partnerzy robili to sami, patrząc jedynie na siebie? Jedna moja znajoma lubi pewne zabawy, w czasie których rozbiera się do naga i pozwala biczować obcym facetom, uważa przy tym, że skoro nic nigdzie nie jest wkładane, to w dalszym ciągu jest wzorową i cnotliwą żoną. Oczywiście co kto lubi i każdemu wg potrzeb, ale ja już tej pewności co moja znajoma nie mam. Dlatego i w tym przypadku uznałam, że skoro wspólne gry i zabawy były i to za zgodą obopólną, to jak najbardziej zaliczone. Kolega trochę zbladł i wyjąkał: „Oj, znaczy będzie tego jeszcze więcej”. I tu mnie zastrzelił: „A gdy naga kobieta tylko leżała w moim łóżku i do niczego nie doszło?”. „Dlaczego nie doszło” – zapytałam? „Bo ją wygoniłem” – odpowiedział dumnie prężąc pierś. „A nie, jak wygoniłeś i do niczego nie doszło, to nie zaliczona” – powiedziałam z pełnym przekonaniem. Zaraz jednak zaczęła mi kiełkować myśl pewna i jęłam dopytywać. Okazało się, że owa niewiasta wylądowała w łóżku mego kolegi na studiach, kiedy on był w stałym związku, a trzeba wam wiedzieć, że znajomy jest człowiekiem prawym i takie coś jak zdrada nie leży w kanonie jego zachowań. Niewiasta, nie wiedząc o tym, wpakowała się mu do tego wyra i kusiła wdziękami. I wszystko byłoby fajnie, a kolega byłby dumny z siebie po dziś dzień, gdyby ta moja dręcząca myśl nie kazała mi zapytać: „A ty ją tak ładnie przeprosiłeś i wyprosiłeś czy jeszcze przemacałeś”? Wtedy kolega zająknął się, bąknął coś o sprawdzaniu tego i owego a ja zaczęłam się śmiać, bo wyobraziłam sobie to wypychanie z łóżka, obiema rękami, trzymając dziewczynę za biust, czego nie omieszkałam zademonstrować. Na co usłyszałam: „Kurde, Hanka, ty wszystko potrafisz zepsuć, ja naprawdę całe lata byłem z siebie dumny, że się powstrzymałem”. – i zapalił papierosa robiąc zbolałą minę. Nie zapytałam taktownie, czy jego ówczesna dziewczyna też byłaby z niego dumna. I nadal nie potrafiłam odpowiedzieć, czy w tym wypadku zaliczona czy nie i do jakiego ewentualnie podzbioru ją zaliczyć. Taki jest to problem związany z metodologią obliczeń. Jakieś sugestie?
Hanka V. Mody