Wrzuciłam ostatnio na pewną grupę pisarską moją opinię o przeczytanej książce. Zaraz się znalazł chętny by komentować, że fajnie, fajnie, ale wydawnictwo w jakim została wydana ta książka jest be. Czyli, że co? Już nie oceniamy książki po okładce? Teraz będziemy po wydawnictwie? Ci, co choć trochę mnie znają, wiedzą, że jestem ostatnią, by komuś słodzić na wyrost. Jak coś jest dobre, czy mi się podoba, to mówię, jak nie, to milczę. Chyba, że pytają, wtedy mówię bez ogródek. Albo jak kogoś lubię i wiem, że przyjmie z godnością słowa krytyki to też mówię, by się więcej nie kompromitował.
Mam na przykład pewnego znajomego pisarza, który zapytany przez grafomanki czy dobrze piszą, mówi, że dobrze, żeby nikogo nie urazić i nie psuć czyichś marzeń. Podobno, ale on nie lubi jak go nie lubią, dlatego kłamie. Ale to już inna historia i dla psychologa raczej. Ja się z nim nie zgadzam, bo mówiąc prawdę możemy sprawić, że dana osoba zacznie pracować nad swoim warsztatem i możliwe, że kiedyś będzie faktycznie świetnie pisać albo przynajmniej znośnie, lub porzuci pisanie i zajmie się szydełkowaniem, co da jej więcej satysfakcji, a może i sukcesy w tej dziedzinie. Oszczędzamy tej osobie rozczarowań. Poza tym wychodzę z założenia, być może głupiego, że jak ktoś pyta, to chce uzyskać prawdziwą odpowiedź. Ja nie lubię jak mnie okłamują, a później obgadują za plecami. W każdym razie, dyskusja na wspomnianej grupie rozwinęła się i nawet włączyła się do niej autorka. I olaboga, śmiała!!! twierdzić, że jej książka jest dobra. No jak tak można?? Bezczelna! Laska napisała książkę i jeszcze uważa, że ją dobrze napisała. Szok. Powinna napisać i uważać, że źle po czym mówić czytelnikowi – wiesz, to jest zła książka, źle napisana, ale może zechcesz łaskawie przeczytać? To się podobno skromność nazywa. Inna autorka, pod moim postem uznała, że „Grunt to mieć dobre samopoczucie. Ja tam nie wiem czy moje książki są dobre i w życiu bym do nich nie dopłacała”. Serio?? Dodała jeszcze, że jest z pokolenia, którego od dzieciństwa uczono skromności. Błagam. Nie mylmy rzeczywistej skromności z tą fałszywą. Kiedyś mówili, że masło jest zdrowe, później, że nie a teraz znów jest zdrowe. Czasem trzeba pomyśleć. Jak ktoś mi mówi, że ładnie wyglądam, to mu dziękuję i nie uświadamiam, że się myli, bo jednak jestem gruba i brzydka. A nóż gotów to dostrzec. Wiadomo, że o gustach się nie dyskutuje, ale zazwyczaj są pewne obiektywne przesłanki, które pozwalają nam stwierdzić, że coś jest dobrze napisane. Choćby fakt, że można ocenić, czy poprawnie składam zdania, czy nie. Do tego dochodzą recenzje i opinie czytelników. Tak samo jak jestem wstanie ocenić czy dobrze potrafię prowadzić samochód czy nie. Bo jeśli będę twierdzić, że nie, to jakim prawem w ogóle do niego wsiadam i stwarzam zagrożenie na drodze? Jeśli uznam, że źle piszę (lub ktoś mnie uświadomi w tym temacie) to nie będę Was już więcej zamęczać, tylko pójdę lepić pierogi. Też cieszy. Jeśli ktoś uważa, że pewność siebie jest be, to niech nad tą pewnością popracuje. Będzie się mu lepiej żyło, a nie zarzuca innym, że wiedzą co robią dobrze. Ja wiem co robię dobrze a co źle. Nie twierdzę, że we wszystkim jestem świetna, bo tak nie jest i nigdy nie będzie. Ale znając swoje mocne i słabe strony łatwiej się w życiu funkcjonuje. Bądźmy prawdziwi, dla siebie i dla innych. Docenią. A Ci którzy nie docenią szczerości? No cóż… Czy na pewno są nam potrzebni? Ja chcę by ludzie lubili mnie prawdziwą, taką jaka jestem, a nie tą udawaną i pokolorowaną. Tą nieidealną, ale prawdziwą. Za to wiedzącą w czym jestem dobra.
Hanka V. Mody
Ps. Szydełkować nie umiem, bo brak mi zdolności i cierpliwości, a szkoda.