O tym jak postanowiłam się sponiewierać

Wróciłam do domu zła, rozgoryczona i smutna. Miałam ochotę tupać jak mała dziewczynka. I tupałam, wydając do tego odgłosy przeróżne, dodatkowo puszczając w ruch słoną fontannę. Nic się nie zmieniło. Rzeczywistość jaka była, taka była. Postanowiłam więc, za Himilsbahem, wprowadzić do niej element baśniowy.

Ja nie wiem, o co tu chodzi, może faktycznie się starzeję, ale nawet porządnie sponiewierać się nie mogę, upodlić jak biały człowiek i zapomnieć o wszystkim co czyha na taką kobietę jak ja. Nie wiem, gdzie popełniłam błąd. Plan był prosty, zmrożona wódka, cola light i zagryzka (teraz myślę, że to mogła być ta zagryzka i to był błąd taktyczny, następnym razem spróbuję na pusty żołądek). Dalej miała być samotność, użalanie się nad sobą, płacz do lustra i oglądnie ostatniego sezonu GoT. I wszystko szło w dobrym kierunku, wódkę udało mi się prawie zmrozić a żurek smakował wybornie. Właśnie, może mógł nie smakować, a tak, zachwyciłam się nim i samą sobą, oraz moją umiejętnością gotowania. Pojawiło się coś dobrego w tej niedobrej rzeczywistości i zaburzyło mi czarnowidztwo, któremu zamierzałam się oddawać. Nie zrażając się polałam sobie kieliszek. Wódka jednak nie była odpowiednia zmrożona. Ciepła wódka w ciepły dzień. Cudownie, nawet to jest do dupy. Próbowałam powrócić na dobre tory, ale gdzie tam, już powstała rysa przez którą przesączało się przekonanie, że może nie jest tak źle a mój wrodzony optymizm podpowiadał, że wszystko jest po coś. Tiaaa, jasne. Kolejny kieliszek poszedł pod kotlecika i jeszcze jeden pod ogóreczka. Następnie uznałam, że wódka jet decydowanie za ciepła i znów wylądowała w zamrażalniku. Na tle tej pięknej tragedii Deny śmigała na swoich smokach, fruuuu, fruuu. A gdyby mieć takiego smoka? Zapragnęłam nagle. Rycerza już mam. To teraz jeszcze smoka i mogę zdobywać świat. Podumałam skąd go wziąć i wyszło mi, że jedyne jaja jakie posiadam to te od szczęśliwej kury. Smoczątek z tego nie będzie. Więc może choć Wilkora? Na razie dorobiłam się dwóch mini tygrysów, to już dobry początek. Dalej wydumałam, bo jeszcze trzeźwo myślałam, że takiego Wilkora to trzeba wyprowadzać na spacer dość często a równie często nie ma mnie w domu. No i nie wiem co na to tygrysy. Temat upadł. Upadła też wizja popadania w alkoholizm, wódka mi jakoś nie szła i stwierdziłam, że jednak nie lubię być pijana, a ponad wszystko nie lubię mieć kaca. Przewidywanie konsekwencji to zło. To tylko wypełniło czarę goryczy, bo wyszło mi, że jednak stara jestem i zamiast taplać się w rozpaczy i oparach alkoholu potaplałam się jedynie w oparach absurdu i poszłam spać.

Może następnym razem…

Hanka V. Mody

Podziel się Hanką:
Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on pinterest
Pinterest

2 Replies to “O tym jak postanowiłam się sponiewierać”

  1. Cudowna opowieśc o zaplątaniu w szarość codzienności.Jakby o mnie, tylko , że nigdy nie sięgam po wódkę , gdy mam dołek, bo po prostu nie lubię.Lekkość pióra i talent to jest to co tygrysy lubią najbardziej!!!Gratuluję.Całuję.🙂♥️

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.