Nie, żebym była święta. Kto, jak kto, ale ja ekshibicjonizm wszelaki powinnam rozumieć. A jednak nie rozumiem. Ot, taka przewrotna jestem, a może zwyczajnie pewne rzeczy są ponad moje wyobrażenie. Wiadomo, że ktoś, kto pisze, uprawia w jakimś stopniu emocjonalny ekshibicjonizm. Chętnie się tu z Wami dzielę kawałkami mojego życia i moich przemyśleń. Opisuję Wam, ale też pokazuję mój świat. Nie, nie mam z tym problemu. Taka lajfa. Chcesz istnieć, musisz bywać. A ja jakoś tam jednak istnieć chcę. Tym bardziej, że to „muszę” z Wami staje się przyjemnością.
Ba, bywam też ekshibicjonistką cielesną. Ostatnio pani na basenie powiedziała mi „tu są dzieci”, bo wychodząc z z sauny, jeszcze nie zdążyłam przywdziać stroju. Podejrzewam jednak, że bardziej chodziło jej o męża, który później wzroku oderwać nie mógł. Ciało jest dla mnie czymś naturalnym. Nie mam potrzeby biegać nago po ulicach, ale we własnym domu lubię czuć się swobodnie, a i na plażę naturystów udało mi się kiedyś zawędrować. Polecam. Leczy wszelkie kompleksy. Pamiętam, jak mój dawno zapomniany mąż mawiał: „Nie chodź nago po mieszkaniu, bo ludzie widzą z ulicy”. Dlatego jest dawny i zapomniany. Nie, nie wystawałam w oknie z gołymi cyckami, zwyczajnie czasem przechodziłam z łazienki do pokoju i nie w głowie było mi okrywanie się ręcznikami czy innymi szlafrokami. No nie i już.
Czego więc nie rozumiem? Nie dojrzałam jeszcze do przesadnego, publicznego okazywania uczuć. Tego całego „Kocham Cię Zdzichu”, „A ja kocham Ciebie Bożeno”. Nie, nie mówię, by kryć się po kątach, ale zastanawia mnie, czy nie można tego zrobić w domu, patrząc sobie w oczy? Pewnie nie, bo to nie o to chodzi, chodzi o to, żeby cały świat wiedział, że kogoś kochamy, a ten ktoś, na całe szczęście, odwzajemnia nasze emocje. Może faktycznie, ktoś tak długo czekał na tę wielką miłość, że teraz musi się dzielić z całym światem swoim szczęściem. Gorzej, jak później staje się nieszczęście i nie wiadomo co dalej. Podzielić się, czy udawać, że nic się nie stało? Jakiś czas temu pewna dziewczyna podzieliła się zdjęciem USG swojego poczętego bobasa. To był jakiś początek ciąży. Serio wrzuciła to na FB. Gratulacjom nie było końca. Niestety poroniła. Bardzo jej współczuję. Ale myślę sobie, że czasem warto się zastanowić, bo później… No właśnie. Ja rozumiem, wrzucić zdjęcie z fajnego czasu, oznaczyć osoby i cieszyć się. Rozumiem i praktykuję, ale gdzieś tam jeszcze mam rzeczy święte. Nawet ja. Nie rozumiem dlaczego miałabym sprzedawać moją i czyjąś intymność. Pisać, że rano miałam cudowny seks a Antonio pięć razy pogłaskał mnie po cycku i włożył swojego wielkiego, ten, nooo… Następnie wyznawać mu publicznie miłość wychwalając jego walory. Za to rozumiem, może nie, nie tak, dziwię się i nie rozumiem, ale przyjmuję, że są osoby mające takie potrzeby. Dlaczego? Tego nie wiem. Choć czasem myślę, że to nie jest tak wcale różowo a one chcą pokolorować rzeczywistość i udowodnić innym, a przede wszystkim sobie, że jednak jest pięknie. Może. A może tak mają a ja nie muszę wszystkiego rozumieć i się wszystkiemu dziwić. Bo jeszcze taka zdziwiona zostanę.
Jest jeszcze jedna, ciekawa kategoria. To ludzie, którzy seks, wg nich, widzą lepiej, mocniej, przeżywają inaczej i w ogóle wiedzą więcej bo są „wtajemniczeni”. I na te wszystkie wtajemniczenia wymyślają tysiące nazw. Muszą wszystko nazwać i skategoryzować. To już nie jest spotkanie dwojga, trojga czy iluś tam ludzi (co kto woli), to jest wielka sprawa i wielkie coś. I ja się zgadzam. W każdej bliskości przynoszącej zadowolenie zainteresowanym jest coś niesamowitego, ale pokazywanie śladów na pośladkach czy ogłaszanie publicznie, że teraz jestem własnością Pana Heńka, jak dla mnie, odziera to wszystko z intymności. To już nie jest nasze. To jest wszystkich. I to wrzucanie zdjęć z opuchniętą, czerwoną pupą ze śladami i podpisem: „Mój Pan i WłaTca Henio sprawił mi dziś lanie, jestem taka szczęśliwa”. Już to widzę; „Henryku, bij bardziej w lewo, będzie lepiej wyglądało na zdjęciu”, „Trzeba lepsze światło Helena”. A później Henio okazuje się „be” i następuje publiczne pranie brudów. Że on jednak nie miał takiego dużego a na bedeesemach to się wcale nie zna. Bo do bedeesemów to dojrzałości trzeba. No właśnie. Dojrzałości proszę państwa. Ale co kto lubi. Bawcie się dalej dzieci. I niech Wam miłość lekką będzie.
Hanka V. Mody