Lubiła się Puszczać. Najbardziej w niedzielne poranki. Z kacem bądź wciąż pijana odklejała się od lepkiej skóry męża i wyskakiwała z ciepłej pościeli. W łazience zadzierała wysoko nogę, by umyć wilgotne sny, przecierała niebieskie oczy, myła zęby i uśmiechała do wciąż nagiej siebie. Szczypała policzki, by nabrały rumieńców, ważyła w dłoniach jędrne piersi, prześlizgiwała dłonią po miękkim brzuchu, klepała pełne uda. Skóra wracała do życia, dusza wracała do niej. Ona wymykała się ze swojego świata i szła się Puszczać.